Jeśli chodzi o problemy rasowe, czy solidarność narodowa może być naszym rozwiązaniem?

Melek Ozcelik

Czy to poprzez służbę państwową, lepszą edukację obywatelską, czy ułatwione rozmowy między rozgoryczonymi frakcjami, desperacko potrzebujemy budowania mostów.



Czerwiec

Ludzie biorą udział w wiecu One Million Man March w Daley Plaza w centrum Chicago, 19 czerwca 2020 r. Marsz upamiętnia 13 czerwca, dzień upamiętniający koniec niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych.



Wiktor Hilitski/Dla Słońca

16 października 1901 roku prezydent Theodore Roosevelt zaprosił Bookera T. Washingtona na obiad do Białego Domu. Jak opowiada Edmund Morris w Theodore Rex, wielu Amerykanów było zadowolonych z tej wstrząsającej precedensem kolacji. Ale nie wszystko. Zdecydowanie nie wszystkie. Na południu krokwiami wstrząsały wstręt i jad.

W 1918 roku Will i Annie Johnsonowie, młodzi czarnoskórzy dzierżawcy z hrabstwa Marlboro w Południowej Karolinie, nazwali swojego syna Theodore'a Roosevelta Johnsonami, aby uhonorować 26. prezydenta. Mogli zdecydować się na uhonorowanie Waszyngtonu, ale jak pisze ich prawnuk Theodore R. Johnson w swojej nowej książce Kiedy gwiazdy zaczynają spadać, wybierając imię prezydenta, odważnie proklamowali, kto może być naprawdę Amerykaninem.

Dogłębne relacje polityczne, analizy sportowe, recenzje rozrywkowe i komentarze kulturalne.



Johnson napisał rzadki rodzaj książki. Jest na przemian wzruszający, zły, poszukujący i wdzięczny. Niektóre z jego argumentów dotyczą krytycznej teorii rasy. Inne to hymny ku chwale narodowej. Johnson, który przez dwie dekady służył w marynarce wojennej Stanów Zjednoczonych, jest byłym profesorem w U.S. Naval War College i autorem przemówień do przewodniczącego Połączonych Szefów Sztabów. Wierzy, że rasizm ma charakter strukturalny, ale solidarność narodowa może być drogą, jeśli nie do pokonania go, to przynajmniej do obalenia go tam, gdzie nie stanowi już egzystencjalnego zagrożenia dla narodu.

Książka Johnsona jest nie tyle kroniką oburzenia, ile zaproszeniem do zmierzenia się z trwałym wpływem stuleci rasizmu. Nie jestem pewien, czy zgadzam się z Johnsonem, że rasizm jest egzystencjalnym zagrożeniem dla narodu, ale chętnie stwierdzam, że rasizm jest jak wirus zakopany w ciele, gotowy do wybuchu w chwilach stresu.

Johnson, bardziej poeta niż pięściarz, twierdzi, że tak chwalone rozmowy na temat rasy rzadko odbywają się między różnymi grupami etnicznymi. To prawda, i dodam, że nasza kultura wywołująca oburzenie sprawia, że ​​szczere dyskusje na temat rasy są jeszcze bardziej poza zasięgiem.



W interesie przeciwdziałania temu trendowi zakwestionowałbym przypisywanie przez Johnsona zróżnicowanych wyników rasizmowi systemowemu. Z pewnością wiele różnic jest zakorzenionych w historii niewolnictwa i Jima Crowa. Na przykład różnice w przeciętnym zamożności i mieszkalnictwie, które są silnie skorelowane z bogactwem, są zakorzenione w rasizmie. Ale są też inne wady, które, jak sądzę, Johnson zbyt szybko przypisuje rasizmowi, gdy dzieje się coś innego.

Argumentując przeciwko polityce daltonizmu, Johnson pisze: Badania nad wskaźnikami śmiertelności matek pokazują, że czarne kobiety częściej umierają przy porodzie niż białe kobiety, a różnice te utrzymują się na stałym poziomie w całej klasie.

Odparłbym, że zidentyfikowanie konkretnego problemu w określonej grupie i rozwiązanie go niekoniecznie narusza zasadę daltonizmu. Instytucja medyczna ma na celu leczenie czarnoskórych pacjentów z anemią sierpowatą i Żydów z chorobą Taya-Sachsa. Oczywiście lekarze powinni być wyczuleni na wyższe ryzyko śmierci matek wśród Afroamerykanów i zrobić wszystko, co możliwe, aby z tym walczyć. Ale czy istnienie zróżnicowanych wskaźników śmiertelności matek jest wytworem rasizmu strukturalnego? Może być. Ale miałem okazję przyjrzeć się tym rozbieżnościom w przeszłości i stwierdziłem, że nie jest to jasne.



Grupą etniczną o najniższych wskaźnikach śmiertelności matek, według Centers for Disease Control and Prevention, są Latynosi. Biali są najniżsi, a za nimi plasują się mieszkańcy wysp Azji/Pacyfiku, a następnie czarni nie-latynosi. Brak ubezpieczenia zdrowotnego jest często wymieniany jako prawdopodobna przyczyna tych dysproporcji, ale według Henry J. Kaiser Family Foundation około 16% białych ludzi nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, w porównaniu z 20% czarnoskórych i 37% Latynosów. Jeśli problemem był dostęp do opieki, Latynosi powinni mieć najwyższy wskaźnik śmiertelności. Zamiast tego mają najniższy.

Gdyby przyczyną śmiertelności czarnoskórych matek był rasizm establishmentu medycznego, można by się spodziewać, że z czasem poziom ten spadnie. Jednak w ciągu ostatnich 20 lat wskaźniki ciężkiej zachorowalności matek wzrosły o 200%. Większość tych zgonów jest wynikiem chorób sercowo-naczyniowych i zaburzeń nadciśnieniowych, które są silnie skorelowane z otyłością. Z drugiej strony, poziom otyłości wśród Latynosów jest również wysoki (48% w porównaniu z 56% dla osób czarnoskórych i 38% dla osób białych). Po trzecie, istnieją badania sugerujące, że Afroamerykanie rzadziej otrzymują leki przeciwbólowe niż inni. Może to oznaczać, że osoby czarnoskóre mają mniejsze szanse na otrzymanie takiej opieki i uwagi, jak inni pacjenci. Po czwarte, osoby czarnoskóre częściej mają nieplanowane ciąże, co wiąże się z rzadszym korzystaniem z opieki prenatalnej.

Obraz wydaje mi się niejasny — zbyt skomplikowany, by można go było powiązać z dowodami systemowego rasizmu.

Chociaż sprzeciwiam się poziomowi rasizmu strukturalnego, uważam, że prośba Johnsona o narodową solidarność jest na czasie i konieczna. Niezależnie od tego, czy chodzi o służbę państwową, lepszą edukację obywatelską, czy ułatwione rozmowy między rozgoryczonymi frakcjami, desperacko potrzebujemy budowania mostów, a Ted Johnson jest inżynierem-mistrzem.

Wyślij listy do list@suntimes.com

Taqsam: