Thomas Hobbes, XVII-wieczny angielski filozof, opisał naturalne życie ludzkości jako samotne, biedne, paskudne, brutalne i krótkie. Przy odrobinie edycji (dodanie słów namiętny i piękny) ten opis z pewnością może uchwycić życie profesjonalnych tancerzy baletowych.
Cytat ten przyszedł mi do głowy, gdy oglądałem Restless Creature: Wendy Whelan, film dokumentalny o gwieździe New York City Ballet, która pozostaje jedną z najbardziej podziwianych postaci współczesnego baletu. Film wyreżyserowany przez Lindę Saffire i Adama Schlesingera (i którego premiera w Chicago w Gene Siskel Film Center w tym tygodniu) jest intymną, często bolesną kroniką tego, jak Whelan – który cieszył się wyjątkowo długą i wybitną karierą – był zmuszony radzić sobie z emocjonalnie i fizycznie bolesną przemianą. Bo w 2013 roku, w wieku 46 lat — i po 30 latach spędzonych w firmie, która była jej życiem — została zmuszona do przejścia na emeryturę i ponownego wyobrażenia sobie swojego następnego kroku.
Urodzona w Louisville w stanie Kentucky w 1967 roku Whelan rozpoczęła swoją pierwszą lekcję tańca w wieku trzech lat. W wieku 17 lat została zaproszona na praktykę do słynnego New York City Ballet, a dwa lata później wstąpiła do corps de ballet. W 1989 roku awansowała na solistkę, aw 1991 roku została pierwszą tancerką. Chociaż nigdy nie współpracowała z założycielem firmy, George'em Balanchine'em (zmarł w 1983), wykonała wiele jego najtrudniejszych dzieł, a także balety Jerome'a Robbinsa, Petera Martinsa, Williama Forsythe'a i wielu innych, i stała się czymś w rodzaju muza dla Christophera Wheeldona i Alexeia Ratmansky'ego. Swoim cienkim jak gałązka ciałem oraz niezwykłą elastycznością i siłą nadała swojemu tańcowi zarówno delikatność, jak i kanciastość.
I wtedy to się stało. Whelan, w szczególności wolny od kontuzji przez dziesięciolecia, zaczął odczuwać niepokojący ból w biodrze. Miała 46 lat – znacznie powyżej wieku, w którym większość tancerzy baletowych opuszcza scenę. A potem Martins, dyrektor artystyczny firmy, wezwał ją do swojego biura i raczej bezceremonialnie poinformował, że nie będzie tańczyć w Dziadku do orzechów jak zwykle. Wyraźnie zasugerował również, że powinna pomyśleć o przejściu na emeryturę – pomysł, który ją oszołomił i załamał. Niemal natychmiast sprawiło to, że poczuła się bardziej okaleczona fizycznie. Ale nie zamierzała się tak łatwo poddać i nie była przygotowana do utraty tożsamości.
Jeśli nie tańczę, wolałabym umrzeć, mówi w pewnym momencie. I choć może to brzmieć melodramatycznie, jest to naturalna reakcja kogoś, kto poświęcił swoją sztukę ciałem i duszą z niemal zakonnicą dyscypliną.
Poniżej znajduje się opis jej sesji z fizjoterapeutami krok po kroku i jej decyzji o poddaniu się operacji po raz pierwszy w życiu. Zabieg chirurgiczny jest sfilmowany w najbardziej obrazowy sposób, a lekarz Whelana odkrywa wystarczająco dużo uszkodzeń w jej stawie, aby zaczął się zastanawiać, jak udało jej się tańczyć do tego czasu.
Wyczerpujący proces pooperacyjnej rehabilitacji (od kul, przez rozciąganie i wzmacnianie, po powrót do zajęć, w którym za bardzo się zmusza) jest kontrapunktowany przez jej rozmowy z innymi tancerzami, którzy już przeszli na emeryturę. Wszyscy wyznają emocjonalny ból nie taniec nigdy nie zanika całkowicie.
Ale Whelan nie wejdzie łagodnie pod skrzydła teatru w Lincoln Center, gdzie spędziła trzy dekady. Wraca, by występować podczas wiosennego sezonu zespołu, a następnie planuje swój pożegnalny występ na październik 2014 r., podczas którego zostanie zaprezentowana nowa dwuczęściowa choreografia, którą specjalnie dla niej ułożyli Wheeldon i Ratmansky. To wielka noc, z wieloma pokłonami, sceną pełną kwiatów i hołdem jej kolegów tancerzy.
Ale to nie koniec, bo Whelan była już zajęta planowaniem kolejnego rozdziału — opracowywaniem własnego projektu Restless Creature, programu nowych duetów czterech młodych choreografów płci męskiej, z których wszyscy będą jej partnerami. Ten program pojawił się w Chicago Harris Theatre for Music and Dance w styczniu 2014 roku i od tego czasu ma drugie wcielenie.
Jak sama przyznaje, cała gehenna zmusiła Whelan do dorosłości — opłakiwania zmian, które nadchodzą z wiekiem, odpuszczania, a następnie kontynuowania pracy w najbardziej kreatywny sposób. Przez cały czas można zobaczyć udrękę, ulgę i radość przebłyskującą na jej długiej, kanciastej twarzy – takiej, którą Modigliani z przyjemnością malowałby. A Whelan bardzo niewiele ukrywa w tym portrecie odwagi.
„Niespokojne stworzenie: WENDY WHELAN”
Abramorama prezentuje film w reżyserii Lindy Saffire i Adama Schlesingera. Brak oceny MPAA. Czas trwania: 94 minuty. Otwarcie w piątek w Gene Siskel Film Center.
Taqsam: