Pierwsza osoba z COVID-19 przybyła do szpitala Roseland Community Hospital 15 marca. Od tego czasu toczy się walka o ratowanie życia.
Capri Reese nie może wrócić do domu. Nie, chyba że znajdzie kogoś, kto wejdzie w jej buty.
Nagle tracimy pięciu pracowników w ciągu jednego dnia, powiedziała 12-letnia pielęgniarka weteran w Roseland Community Hospital, która we wtorek musiała wyśledzić współpracowników w ich dzień wolny i zabrać ich do szpitala, oprócz wszystkich swoich zwykłych obowiązki.
Widzę pacjentów, leczę pacjentów, odpowiadam na kody, szybko reagują, intubuję, zlecam testy, wypisuję recepty, powiedział Reese. Wszystkie te rzeczy, a także zastępuję CNO — głównego oficera pielęgniarskiego.
Pięć dziur w 14-osobowym personelu, w tym ktoś do pracy po 12-godzinnej zmianie. To są bardzo duże, wysadzane urokiem Crocsy do wypełnienia.
Powiedziała, że to żonglerka, jak układanka na kółkach, każdego dnia. Ludzie, którzy zwykle nie odwołują, odwołują się.
Czemu? Wyczerpanie, stres, dolegliwości takie jak zwykła grypa, plus nieobecności związane z COVID-19 — walka z nim sama, dbanie o krewnego, czy pilnowanie dzieci, bo żłobki są zamknięte.
Mimo tych przeszkód Reese ma tylko swój niemały urok.
„Przypnij to S na klatce piersiowej i wejdź” – powiedział Reese przez telefon do technika zajmującego się selekcją.
Zgodził się.
Wygrałem loterię! wybełkotał Reese. Całkowicie wchodzi w swój dzień wolny. Wszyscy naprawdę się podnoszą.
Pracowała nad harmonogramem w skrzynce mózgowej Roselanda, zagraconym biurze, w którym zarządza się personelem. Ale niebieski alarm – będzie pięć podczas jej zmiany – sprawił, że zerwała się na równe nogi. Ona biegł — nie szła szybko, nie kłusowała, ale biegła na pełnych obrotach — korytarzem z telefonem wciąż przyłożonym do ucha, rozmawiając z jedną z agencji rekrutacyjnych, do której zwrócił się szpital, próbując utrzymać ciepłe ciała w fartuchach, aby leczyć ciała w łóżka.
Powiedziała, że problem z agencjami rekrutacyjnymi polega na tym, że inne strefy działań wojennych, takie jak Nowy Jork, płacą najwyższe dolary, a jej pielęgniarki to biorą.
Ich mąż może być bez pracy, a oni mówią mi: „Nie chodzi o to, że nie kocham Roseland, ale oferują mi więcej pieniędzy i mamy mniejsze dochody” – powiedziała Reese.
Na oddziale ratunkowym wkłada telefon do kieszeni; Obawy kadrowe zostają zapomniane w burzy pilnych problemów, dużych i małych.
Pacjent wyszedł ze swojego pokoju i nie wie, gdzie jest jego miejsce.
Capri, zajmij się tym, powiedział lekarz, wzruszając ramionami.
ER ma mało fartuchów ochronnych; Reese biegnie do magazynu.
To jak gra w zbijaka, powiedziała. Podobnie jak w zbijaka, jest wiele startów i zatrzymywania. Wygląda na to, że po imieniu przywita wszystkich w jej polu widzenia i nie może zrobić pięciu kroków, jeśli ktoś jej o coś nie zapyta.
Ludzie czują się swobodnie, pytając mnie, powiedział Reese, który ciągle pyta przechodniów: Czy możesz pracować do 11? Czy możesz pracować do 11?
Potrzebuję cię, powtarzała raz za razem. Potrzebuję cię.
Inni tylko się podniosą, pytając, jak się mają. Nie chcąc się przytulać – co jest ważniejszą częścią pracy w szpitalu, niż mogłoby się wydawać postronnym – opracowali skomplikowany kodeks ukłonów, tupnięć, a nawet okazjonalnych ukłonów.
Personel pielęgniarski jest pod ogromnym stresem, powiedział Reese.
To wszystko wydarzyło się tak szybko. Sześć tygodni. Pierwsza osoba z COVID-19 przybyła do Roseland, na West 111th Street na Far South Side, 15 marca.
Od tego czasu każdego dnia, powiedział Reese. To nie jest jakiś wirus za granicą. To jest dom; uderza w dom. Stało się tak realne. Pandemonium. Ludzie przychodzą, a informacje i standardy zmieniają się z dnia na dzień. Podczas gdy staramy się być kreatywni, rozwijaj się, aby poradzić sobie z ilością pacjentów. To przytłaczające.
Chyba że tak nie jest. Jednostka COVID może milczeć. Straszna cisza. Reese tęskni za obecnością gości, wygnanych z obawy przed infekcją. Goście są istotną linią obrony w łańcuchu opieki zdrowotnej.
Zwykle pacjenci mają gościa, który siedzi z mamą i informuje o swoich potrzebach. To są oceny, których naprawdę nam brakuje. Cała historia, co się dzieje z ich matką, ich ojcem. Informacje w czasie rzeczywistym. Wszyscy są odizolowani, naprawdę ciężko sobie z tym wszystkim poradzić, będąc jedną pielęgniarką.
Śmiertelną ciszę na oddziale COVID-19 przerywają alarmy, krzyki, wołania o pomoc. Reese dołączył do grup pracowników, stłoczonych w maleńkich pokojach Roseland, reagując na pięć blues kodowych – szpitalny żargon oznaczający, kiedy serce pacjenta przestaje bić – i dwie szybkie odpowiedzi. Trzech pacjentów zmarło podczas jej wtorkowej zmiany, wszyscy z COVID-19.
To był nasz najgorszy dzień, powiedział Reese.
Stres związany z utratą pacjentów, utrzymywaniem przy życiu ciężko chorych pacjentów, byciem rodziną dla umierających, czasami wybucha. Pacjentka łapała powietrze, ale wciąż zrywała maskę BiPAP.
Pomóż mi! Pomóż mi! ona płakała.
Pacjenci odczuwają tak duży niepokój, że nawet niewielka zadyszka powoduje, że wpadają w panikę, powiedział Reese.
Jedna z pielęgniarek chciała powstrzymać walczącego pacjenta, aby nadal nosiła BiPAP, ciśnieniowy aparat oddechowy. Inna pielęgniarka twierdziła, że powstrzymywanie pacjenta jest złe.
Nie, nie robimy tego! powiedziała, dodając, że pacjent nie był przestępcą.
Kłótnia szybko się zaogniła, przeklinając i krzycząc.
Porozmawiaj ze mną, kiedy pójdziesz do college'u na kolejne cztery lata! – warknęła starsza pielęgniarka. Do tego czasu nie mówisz mi, co mam robić!
Jedna pielęgniarka wybiegła i poszła się uspokoić. Starsza pielęgniarka została; pacjent w końcu został wciągnięty w maskę.
Sama Reese nie jest odporna na presję. W zeszłym tygodniu pielęgniarka trzymała telefon komórkowy, aby córka umierającej kobiety mogła pożegnać się z matką, przepraszając, że nie jest dzieckiem, jakim powinna być. Następnie pielęgniarka podała telefon Reese'owi, aby z płaczem uciekł z pokoju. Kiedy wróciła, Reese oddał jej telefon i wyszedł z pokoju; ona też musiała płakać.
„Nigdy nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać”, powiedział Reese o drugiej pielęgniarce. Otrzymaliśmy kolejną szybką odpowiedź.
Widok siatkiReese, który dorastał w społeczności Roseland, tęskni za życiem poza szpitalem. Jej rodzina z pewnością za nią tęskni.
Minęło trochę czasu z powodu koronawirusa, powiedziała jej matka, Chrystle Lee, która przeżyła raka piersi. Mówię: „Och, chodź. Masz założoną maskę”. A ona mówi: „Nie rozumiesz, jesteś bardzo ryzykowna. Twój układ odpornościowy jest uszkodzony. Nie mogę tam przyjść.
Był ślad krytyki, gdy naśladowała odmowę córki. Wtedy Lee mięknie.
Zamówi mi jedzenie od Uber Eats. Nawet nie muszę pytać. Po prostu tam jest. Mamy dobrą rodzinę.
Trudności w przekazaniu wiadomości matce to coś, co Capri Reese dostrzega w całej społeczności.
Kiedy ta choroba wybuchła po raz pierwszy, wszyscy myśleli, że z jakiegoś powodu nie jest to choroba dla Afroamerykanów – powiedziała. Że to na nas nie wpłynęło. W rzeczywistości jest odwrotnie. Dostajemy tę wiadomość tam, gdzie mieszka moja rodzina. Jeśli ludzie są zarażeni i robią zakupy, wszyscy jesteśmy narażeni.
O 19:00 Reese rzeczywiście mógł wrócić do domu po 12 godzinach służby. – Kazałam wejść dwóm osobom, a trzy zostać później – powiedziała. Nadal jestem niski.
Jej własna rodzina — 15-letnia córka niezadowolona z tego, że nie idzie do szkoły, oraz 18-letni młodszy brat Reese — mieszka w mieszkaniu w South Loop.
W domu Reese natychmiast zdjęła fartuch laboratoryjny i wyczyściła buty sprayem antybakteryjnym. Wciąż nosząc maskę, zdjęła aqua peelingi i włożyła je bezpośrednio do pralki; maszyna i prysznic znajdują się w pobliżu drzwi.
Weszła pod prysznic — trochę sam na sam, żeby zebrać twarz do gry.
To przerażające, powiedziała. Szczerze mówiąc, boję się. Załamałem się kilka razy. Ale jeśli mnie znasz, jestem typem osoby typu „nie ma-płacz-w-baseballu”. Muszę zachować silną twarz przed moją rodziną.
Taqsam: