Centralna Agencja Wywiadowcza Szpiegów jest prawdopodobnie najmniej kompetentną i najbardziej absurdalną CIA w historii kina.
Pokój wojenny w podziemiach kwatery głównej Langley jest opanowany przez myszy I nietoperze, a agenci pracujący przy komputerach i działający jako oczy i uszy dla szpiegów w terenie wydają się bardziej zainteresowani biurowymi przyjęciami urodzinowymi niż, no wiesz, pilnowaniem, aby nikt na ich drużyna zostaje tam zabita.
W terenie wielu agentów CIA jest albo skorumpowanych, albo partaczy, albo jedno i drugie.
Jak to ujmuje jeden rozbawiony handlarz bronią: Co się dzieje w CIA? Czy drony mają teraz wszystkie dobre prace?
Szpieg to wulgarna, często przezabawna, obrzydliwa, lekko usztywniona komedia, która wznosi się dzięki cudownie idiotycznemu scenariuszowi scenarzysty i reżysera Paula Feiga oraz zwinnej pracy kamery, a także obfitym talentom komediowym Melissy McCarthy, Rose Byrne i Jasona Stathama.
Tak, Jasonie Stathamie.
To już trzecia współpraca Feiga i McCarthy, po Druhnach i Heat. Mają trzy na trzy.
Nie ma tu zbyt wiele fabuły, tylko standardowe filmy szpiegowskie o nikczemności z bronią nuklearną i wyścigu dobrych facetów, by ją powstrzymać, zanim sprzeda ją temu, kto zaoferuje najwyższą cenę. (Jeden wywołujący strach, ale ostro zabawny werset: Ta bomba nuklearna zostanie zrzucona w Nowym Jorku w przyszłym tygodniu. Więc jeśli nie widzieliście „Phantoma”…)
McCarthy gra Susan Cooper, prawie niewidzialną agentkę, która spędziła 10 lat przy swoim komputerze, prowadząc podobnego do Bonda agenta Bradleya Fine'a (świetny Jude Law), gdy porusza się po niebezpiecznych wodach międzynarodowych fajnych szpiegów. (Komunikują się przez słuchawkę, którą nosi, i aparat z soczewkami kontaktowymi.)
Fine nosi smoking jak drugą skórę i angażuje się w zgryźliwe przekomarzanie się, jednocześnie pozbywając się pół tuzina popleczników. Coop, wyraźnie oczarowana Finem, zostaje poklepana po plecach za jej doskonałe umiejętności badawcze i wypieki, które regularnie przynosi.
Ale potem dzieje się coś strasznego i większość agentów w terenie została skompromitowana, więc Coop zgłasza się do pracy pod przykrywką w Paryżu, aby zebrać jak najwięcej informacji i złożyć raport.
I po tym nieco niezdarnym pstryknięciu przełącznika Coop zmienia się z nieśmiałego wallflower w gadającego śmiecia twardziela, który ma wredny cios, opanowuje różne przebrania, od samotnej mamy w złym świątecznym swetrze po środkową mamę z kolekcją lalek. (Dlaczego po prostu nie poślubię jednej z moich lalek, żebym była jeszcze smutniejsza? lamentuje).
Kiedy po raz pierwszy widzimy Jasona Stathama jako zaciekłego i intensywnego agenta Ricka Forda (a zresztą ilu Brytyjczyków pracuje dla CIA?), domyślamy się, że będzie to zwykła rola Stathama — super-fajna maszyna do zabijania z setką sztuczek jego rękaw. Zamiast tego Ford okazuje się kompletnie niezdecydowanym antybohaterem, który snuje coraz bardziej dziwaczne opowieści o odwadze i cierpieniu (To ramię zostało całkowicie oderwane, a ja użyłem TEGO ramienia, aby je ponownie założyć!), jednocześnie tworząc więcej chaosu swoją niezdarnością niż każdy członek organów ścigania od czasu inspektora Clouseau. To fantastyczny kretyn. W pewnym momencie sugeruje pójście pod przykrywką metodą Face/Off. Jego przełożony musi wyjaśnić, że to był film, a nie coś, co faktycznie mogą zrobić.
Rose Byrne błyszczy jako Rayna Boyanov, która ma bombę atomową i rutynowo nakazuje jednemu ze swoich zabójców zabić innego, jeśli dojdzie do wpadki. Rayna nie jest wielką złoczyńcą — jest zbyt zwariowana, by ją onieśmielać — ale McCarthy i jej partnerka z Druhny mają razem niesamowitą chemię. Niezależnie od tego, czy jest to Rayna odrzucająca stroje Coopa i nawyki żywieniowe, czy Coop drwiący z przeszłości Rayny i jej absurdalnych włosów, to świetny tenis słowny.
W miarę jak akcja przenosi się z Paryża do Rzymu do Budapesztu, poznajemy nowe postacie, od niezmiennie zabawnych (Peter Serafinowicz jako włoski szpieg stale podrywający i obmacujący Coopa) po nie-tak-śmieszne-jak-powinno być. (50 centów jako 50 centów), Szpieg zaczyna trochę sapać, gdy dociera do mety. To nie jest historia, której opowiedzenie wymaga dwóch godzin.
Mogłem też obejść się bez myszy, nietoperzy i wymiotów pocisków. Gross nie zawsze jest zabawny.
To, co sprawdza się w każdej scenie, to występ Melissy McCarthy. Jest tak zabawna i wygrywająca, jak wszyscy w dzisiejszych filmach.
[gwiazda s3r=3/4]
Twentieth Century Fox przedstawia film napisany i wyreżyserowany przez Paula Feiga. Czas trwania: 120 minut. Ocena R (dla całego języka, przemocy i niektórych treści o charakterze seksualnym, w tym krótkiej nagości graficznej). Otwiera się w piątek w lokalnych teatrach.
Taqsam: